Dzisiaj na zachód, ale wiatr skutecznie to uniemożliwiał. Trzeba więc było zawrócić, zajechać na skarpę niedaleko Gąsek, potem Mleczarską i Armii Krajowej na Aleksandrówkę, do dworca i z powrotem. Trochę się uzbierało. Co ciekawe jakiś idiota chciał mnie przejechać czerwonym szrotem marki Renault, w przypływie ekspresji uczuć pokazałem mu środkowy palec, za co dogonił mnie na skrzyżowaniu i też nie omieszkał wyrazić swoich uczuć, ale słownie. Generalnie mogłoby dojść do dogrywki na pięści, ale rower ma przeważnie przewagę w takich starciach, a gościa na doszkalające jazdy bym skierował...
Tytuł to żart, ileż razy można tam jeździć :D Ze względu na wiatr pojeździłem po mieście, myślałem, że w zabudowanym nie będzie tak wiało, ale szybko się zorientowałem że to był fail. Nie mniej jednak dopiero ulewa mnie pogoniła do domu :]
Kiedy wyjeżdżałem świeciło takie słońce, że zastanawiałem się czy włożyć czapkę z daszkiem, natomiast w drodze powrotnej zaczął padać śnieg. Dodatkowo po drodze spotkałem gościa, który podał kilka zabawnych, sprzecznych ze sobą informacji. M. in. wynikało z tego wszystkiego co powiedział, że robiąc tyle km ile robi dziennie i na rok, z przerwami, to 2009 po przeliczeniu miał coś około 400 dni :] Można i tak...
Niby chciało mi się jeździć, bo świeciło słońce, ale nie do końca, bo temperatura minusowa, a chodniki w stanie co najmniej nieodpowiednim do jazdy na rowerze :S